Zapytanie musi mieć od 2 do 50 znaków.
Ustaw swoją lokalizacje

Podpowiedź

Reklama
Reklama



Aktualna gazetka Makro - Ważna od 17.06 do 01.07 - Strona nr 7

Reklama
Reklama
Reklama

Reklama
Gazetka Makro 17.06.2024 - 01.07.2024
Reklama

Produkty w tej gazetce

KULTOWE DANIA KRAKOWA Przyjezdny, który pod koniec XIX wieku zawitał do Krakowa, jeśli tylko ciekaw był poznania miasta przez pryzmat jego lokalnych przysmaków, z pewnością nie doznał rozczarowania. Tak jak dziś, uliczni sprzedawcy oferowali obwarzanki, które można było przegryźć kiełbasą krakowską, np. od znanego masarza Józefa Bialika. Kto wolał ciepły posiłek, a wymagania smakowe miał nie za wysokie, mógł skorzystać z tzw. kuchni pod słońcem, czyli faryny serwującej takie przysmaki jak rumfordzka zupa „nic”, krupnik albo grochówka, az mięsnych delikatesów — salceson, wątróbki, a nawet wołowe flaki. Te ostatnie, w tradycyjnej krakowskiej wersji z kaszanką, serwowano także w restauracjach. W lokaliku śniadankowym, czyli inaczej „handelku”, można było spróbować piwa z lokalnego browaru Rudolfa Jennego, zajadając się przy tym słynnymi piętrowymi kanapkami. Smarowane różnymi pastami, na których układano wszelakie dodatki, tworzyły konstrukcje misterne niemalże tak samo jak wieże bazyliki Mariackiej. Ten, którego nogi, a raczej interesy, poniosły na żydowski Kazimierz, spróbować mógł aszkenazyjskich przysmaków: gefilte fisz, czulentu albo dań z gęsiny, w tym żydowskiego kawioru oraz gęsich pipków. Przybysze gustujący w kuchni restauracyjnej mogli wybierać z szerokiej oferty miejskiej gastronomii. Jeśli opatrzyły im się już talerze z importowanym wiener schnitzlem, swoją uwagę mogli zwrócić ku kaczce po krakowsku (koniecznie z kaszą) albo maczance. Szczególnie ta ostatnia — długo duszona wieprzowina w bułce obficie polanej sosem — przeszła długą drogę w historii lokalnej kuchni: od XVIII-wiecznego posiłku zmarzniętych wozaków, poprzez danie z wykwintnych restauracji, aż po dzisiejszą ikonę krakowskiego street foodu. Zmęczony obżarstwem podróżny z pewnością nie odmówił sobie kawałka tortu, który krakowscy cukiernicy podpatrzyli u swych wiedeńskich kolegów: Pischingera i Sachera, albo tortu linckiego z marmoladą. Jeśli zaś spieszył się na dworzec, by cesarsko-królewską koleją żelazną kontynuować podróż, mógł do przedziału zabrać słodkie przekąski: serowe placuszki małdrzyki czy migdałowe makaroniki krakowskie, od podłużnego kształtu zwane klawiszami.

Najnowsze gazetki

Reklama
KULTOWE DANIA KRAKOWA Przyjezdny, który pod koniec XIX wieku zawitał do Krakowa, jeśli tylko ciekaw był poznania miasta przez pryzmat jego lokalnych przysmaków, z pewnością nie doznał rozczarowania. Tak jak dziś, uliczni sprzedawcy oferowali obwarzanki, które można było przegryźć kiełbasą krakowską, np. od znanego masarza Józefa Bialika. Kto wolał ciepły posiłek, a wymagania smakowe miał nie za wysokie, mógł skorzystać z tzw. kuchni pod słońcem, czyli faryny serwującej takie przysmaki jak rumfordzka zupa „nic”, krupnik albo grochówka, az mięsnych delikatesów — salceson, wątróbki, a nawet wołowe flaki. Te ostatnie, w tradycyjnej krakowskiej wersji z kaszanką, serwowano także w restauracjach. W lokaliku śniadankowym, czyli inaczej „handelku”, można było spróbować piwa z lokalnego browaru Rudolfa Jennego, zajadając się przy tym słynnymi piętrowymi kanapkami. Smarowane różnymi pastami, na których układano wszelakie dodatki, tworzyły konstrukcje misterne niemalże tak samo jak wieże bazyliki Mariackiej. Ten, którego nogi, a raczej interesy, poniosły na żydowski Kazimierz, spróbować mógł aszkenazyjskich przysmaków: gefilte fisz, czulentu albo dań z gęsiny, w tym żydowskiego kawioru oraz gęsich pipków. Przybysze gustujący w kuchni restauracyjnej mogli wybierać z szerokiej oferty miejskiej gastronomii. Jeśli opatrzyły im się już talerze z importowanym wiener schnitzlem, swoją uwagę mogli zwrócić ku kaczce po krakowsku (koniecznie z kaszą) albo maczance. Szczególnie ta ostatnia — długo duszona wieprzowina w bułce obficie polanej sosem — przeszła długą drogę w historii lokalnej kuchni: od XVIII-wiecznego posiłku zmarzniętych wozaków, poprzez danie z wykwintnych restauracji, aż po dzisiejszą ikonę krakowskiego street foodu. Zmęczony obżarstwem podróżny z pewnością nie odmówił sobie kawałka tortu, który krakowscy cukiernicy podpatrzyli u swych wiedeńskich kolegów: Pischingera i Sachera, albo tortu linckiego z marmoladą. Jeśli zaś spieszył się na dworzec, by cesarsko-królewską koleją żelazną kontynuować podróż, mógł do przedziału zabrać słodkie przekąski: serowe placuszki małdrzyki czy migdałowe makaroniki krakowskie, od podłużnego kształtu zwane klawiszami.
Reklama

Kontynuując przeglądanie tej strony akceptujesz użycie plików cookie.

Nazwa Szczególy